Strona główna » Problemy Baru SPOŁEM w Wieliczce

Problemy Baru SPOŁEM w Wieliczce

Wesprzyj portal, udostępniając znajomym:

Latem, w czasach Polski Ludowej, Wieliczka tętniła życiem. Tysiące turystów, także z zagranicy, przybywało tu, by zwiedzić słynną kopalnię soli – symbol narodowego dziedzictwa i dumy. Tuż przy wejściu na teren kopalni działał bar spółdzielczy WSS, z pozoru idealnie ulokowany, mający służyć odwiedzającym jako miejsce odpoczynku i posiłku. Niestety, rzeczywistość okazała się daleka od oczekiwań.

W pewne letnie południe 1968 roku w ofercie baru znajdowała się tylko jedna potrawa – bigos. Nie był to jednak smak tradycyjnej, pachnącej kapusty z mięsem, lecz potrawa nie tylko niejadalna, ale wręcz niebezpieczna. Świadkowie wspominali, że wśród resztek kapusty i tłuszczu znaleziono kawałki tłuczonego szkła i drewniany patyk. Takie zaniedbanie mogło skończyć się poważnym zatruciem, a dla wizerunku spółdzielni – kompromitacją.

W książce zażaleń pojawiły się dziesiątki krytycznych wpisów. Jeden z nich wyróżniał się szczególnie: po angielsku, z wyraźnym tonem zawodu i goryczy. Autorem był pan Hassan Zumrawi, lekarz z Sudanu, który przybył do Wieliczki jako turysta. Nie mógł zrozumieć, jak w kraju o tak bogatej kulturze i gościnności można tak potraktować przybysza. W swoim wpisie zostawił adres: Port Sudan, Civil Hospital.

Z listu wysłanego do redakcji „Dziennika Polskiego” (bo to z tamtego numeru pochodzi relacja) wynikało, że w lokalnym oddziale WSS nie brakowało osób odpowiedzialnych za gastronomię – członkowie zarządu, główny technolog, kierownicy, sekcja przemysłu gastronomicznego. Mimo to, potrawy trafiały na stół w stanie urągającym wszelkim normom.

Dopiero po interwencji dziennikarzy rozpoczęto „usuwanie niedociągnięć”. Ówczesny komentarz prasowy kończył się gorzką, ale wciąż aktualną refleksją: „Dobry gospodarz sam powinien dostrzegać błędy na własnym podwórku, a nie czekać, aż ktoś mu je wskaże.”

Dziś, z perspektywy ponad pół wieku, ta historia z 1968 roku brzmi jak anegdota z epoki kartek, kolejek i spółdzielczych barów. A jednak jest w niej coś uniwersalnego – przypomnienie, że za każdym szyldem i lokalem stoi człowiek, a troska o jakość, nawet tej najprostszej potrawy, jest miarą szacunku wobec gościa.

Być może bar przy kopalni, o którym wtedy pisała prasa, już dawno zniknął. Ale wspomnienie tamtego bigosu – i wpis z Sudanu – pozostały w kronikach jako drobny, lecz wymowny obraz tamtych lat.

Źródło:

Społem : pismo Związku Spółdzielni Spożywców. 1968 nr 23 (5 XII)

W tym miesiącu wspierają Nas:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ostatnie wpisy

Nasze portale